Są desery, które po prostu smakują dobrze… i są takie, które mają w sobie coś więcej, odrobinę magii, lekkości i tę niewytłumaczalną chmurkową delikatność, dzięki której jeden kęs potrafi poprawić nastrój na cały wieczór. W Bibosz GastroPub Mikołajki pachną właśnie taką słodyczą - subtelną, kruchą, lekką jak zimowy oddech.
Bezy serwowane w Biboszu nie są zwykłym deserem. Mają w sobie coś figlarnego, odświętnego, coś, co sprawia, że na chwilę człowiek zatrzymuje się i cieszy tą kruchą, delikatną strukturą, która pęka pod łyżeczką. To deser, który potrafi otulić, rozpłynąć się jak śnieżny płatek na dłoni i zostawić po sobie wspomnienie tak miłe, jak drobny mikołajkowy prezent zostawiony w kieszeni płaszcza.
To właśnie te bezy sprawiają, że grudniowe wieczory w Biboszu nabierają wyjątkowego tonu, trochę romantycznego, trochę nostalgicznego, a trochę takiego, jakby każdy gość niósł w sobie odrobinę dziecięcej radości. Wśród rozmów, ciepła światła i brzęku szkła stają się małym świątecznym rytuałem, który warto powtórzyć nie raz.
A gdy zapytaliśmy Mateusza Stasikowskiego, szefa kuchni, co sprawia, że beza w Biboszu smakuje tak lekko, jakby była zrobiona z samego zimowego powietrza, odpowiedział z uśmiechem:
- Sekret bezy? Cierpliwość, powolne ciepło i odrobina emocji, bo beza zawsze wyczuwa, w jakim nastroju ją robisz.
To jedno zdanie mówi wszystko. I właśnie dlatego mikołajkowe bezy w Biboszu nie są tylko deserem, są nastrojem, chwilą, opowieścią, którą można zjeść.














Komentarze