Wileńska – serce LSM-u, smak jesieni i echo formy otwartej
Na lubelskim LSM-ie jesień ma swój własny rytm i zapach. Najpełniej czuć go na targu przy ulicy Wileńskiej – miejscu, które od sześćdziesięciu lat bije jak serce osiedla. To tutaj w sobotni poranek spotykają się sąsiedzi, dawni znajomi i ci, którzy kiedyś mieszkali tu jako dzieci. Wracają, by kupić jabłka, grzyby, kwiaty i ser – ale też po to, by na chwilę znów poczuć się u siebie.
Targ powstał jako część modernistycznej wizji Oskara i Zofii Hansenów – twórców osiedla im. Słowackiego, którzy chcieli, by architektura była tłem codziennego życia. Ich idea „formy otwartej” zakładała, że to ludzie, a nie mury, tworzą przestrzeń. Wileńska miała być takim miejscem – centrum wspólnoty, codziennych rytuałów, spotkań i zapachów.
Dziś, sześć dekad później, teoria formy otwartej zderzyła się z praktyką dyskusji zamkniętej. Sam obiekt targowiska niszczeje – beton kruszeje, zadaszenia rdzewieją, a dawna nowoczesność powoli zamienia się w ruinę. Ale mimo tego – życie na Wileńskiej trwa. Targ wciąż jest tętniącym centrum osiedla. To tu naprawdę widać, że LSM oddycha.
W sobotni poranek przyjeżdżają tu ludzie z całego Lublina. Na alejce między warzywami i kwiatami ktoś spotyka koleżankę z klasy, ktoś inny dawną sąsiadkę z klatki. „Pamiętasz?” – powtarza się tu częściej niż „dzień dobry”. I może właśnie o to chodziło Hansenom – żeby między stoiskami z jabłkami i grzybami toczyło się życie, nie architektura.
Między straganami jesień rozlewa się wszystkimi zmysłami. Pachnie mokrą ziemią i ziołami. Na stołach leżą marchewki, buraki i dynie w kolorach zachodzącego słońca. Jabłka błyszczą jak lampiony, gruszki pachną miodem. Ktoś sprzedaje orzechy włoskie, ktoś inny dumnie pokazuje słoiki z miodem gryczanym. W woreczkach szeleszczą suszone grzyby, obok leżą zebrane tego ranka podgrzybki – jeszcze wilgotne, pachnące lasem.
Przy schodach – jak zawsze – stoi pani, którą znają wszyscy. Od lat sprzedaje jesienią grzyby, żurawinę i jajka od własnych kurek. Jej stoisko to mała enklawa prawdziwego smaku – aromat borowików miesza się tu z cierpkością żurawiny i delikatnym zapachem świeżych jaj. W jej głosie i uśmiechu jest coś z dawnego LSM-u – prostota i spokój, których coraz mniej w miejskim zgiełku.
Kiedy wraca się z Wileńskiej z torbą pełną darów, trudno nie myśleć o obiedzie. Bo Wileńska nie kończy się na targowisku – ciągnie się dalej, w kuchniach i na stołach. To tam trafiają jej smaki: grzyby, warzywa, jajka, miód. Z nich powstają proste, ciepłe dania, które pachną jak wspomnienia dzieciństwa.
Przepis na jesienny obiad z Wileńskiej
Gulasz z leśnych grzybów i warzyw z kaszą gryczaną
Składniki:
- 400 g świeżych grzybów leśnych (prawdziwki, podgrzybki, maślaki)
- 1 duża cebula
- 2 marchewki
- 1 pietruszka
- kawałek selera (ok. 100 g)
- 2 ziemniaki
- 2 ząbki czosnku
- 2 łyżki masła klarowanego
- 1 szklanka bulionu warzywnego
- 100 ml śmietanki (opcjonalnie)
- liść laurowy, ziele angielskie, majeranek, sól, pieprz
- 200 g kaszy gryczanej
- garść świeżej natki pietruszki
Przygotowanie:
- Oczyść i pokrój grzyby. Warzywa obierz i pokrój w kostkę.
- Na maśle zeszklij cebulę i czosnek, dodaj grzyby i smaż, aż się zrumienią.
- Dorzuć warzywa, przyprawy i zalej bulionem. Gotuj 25–30 minut.
- Na koniec dopraw i, jeśli chcesz, dodaj śmietankę.
- Podawaj z kaszą gryczaną i natką pietruszki.
To danie pachnie lasem i jesienią. Smakuje jak sobota na Wileńskiej – prosto, prawdziwie, z sercem.













Komentarze