poniedziałek, 8 grudnia 2025 08:34
Reklama
Młodzi, miasto i magia tworzenia

Jak powstali „Szczęściarze Świata”? Rozmowa z Beatą Lipską

„Szczęściarze Świata” to projekt, w którym młodzi ludzie odkrywają siebie, współtworzą muzykę i obraz Lublina, a ich emocje stają się sercem profesjonalnego utworu. W rozmowie Beata Lipska z Fundacji Insideout opowiada o kulisach inicjatywy i jej przyszłości sięgającej daleko poza Lublin.
Jak powstali „Szczęściarze Świata”? Rozmowa z Beatą Lipską

Źródło: Beata Lipska

- Czym dla Pani osobiście jest projekt „Szczęściarze Świata”? Jak w kilku zdaniach opisałaby Pani jego sens komuś, kto nigdy o nim nie słyszał?

- Szczęściarze Świata” to dla mnie przestrzeń twórczego spotkania, miejsce, w którym młodzi ludzie mogą odkrywać siebie, współpracować, rozwijać swoje talenty i zobaczyć, że razem potrafimy stworzyć coś pięknego i wartościowego. To projekt o budowaniu szczęścia nie „z zewnątrz”, ale w sobie i pomiędzy nami. O tym, że kiedy łączymy swoje emocje, pomysły i energię, powstaje coś autentycznego, co ma siłę poruszyć innych. W szerszym wymiarze „Szczęściarze Świata” to dla mnie też początek większej drogi - budowania społeczności ludzi, którzy chcą dzielić się dobrem, poczuciem sensu i radością życia. Ta piosenka z serca Lublina jest pierwszym głośnym głosem tej idei.

- Warsztaty pisania tekstów piosenek to wyjątkowy etap projektu. Jakie emocje, tematy i historie najczęściej pojawiały się w twórczości młodych uczestników i co Panią w tych warsztatach najbardziej zaskoczyło?

- Warsztaty pisania tekstu były dla nas niezwykłym etapem, bo to właśnie tam młodzi uczestnicy zaczęli opowiadać o szczęściu, o tym, czym ono jest dla nich i gdzie odnajdują je w Lublinie. Marcin Wąsowski prowadził ich przez pytania, które otwierały bardzo osobiste historie: czym jest dla Ciebie szczęścia, Gdzie je widzisz w swoim mieście? 
W odpowiedziach pojawiały się obrazy bliskości, relacji, codziennych drobiazgów, ale też konkretne lubelskie przestrzenie: ulice, osiedla, zakątki kultury, które młodzi nazywali „swoimi miejscami szczęścia”. To właśnie z tych rozmów wzięły się później fragmenty tekstu - światło prowadzące po ulicach, puls osiedli, odkrywanie siebie „w półtonach szczęścia”.
Zaskoczyło mnie, jak dojrzale potrafili mówić o emocjach. O radości, ale też o zagubieniu, które czasem prowadzi do dobrych odkryć. Widać było, że gdy dostają bezpieczną przestrzeń, potrafią nazwać coś bardzo ważnego, nie tylko dla piosenki, ale dla nich samych.
A potem przyszedł moment, w którym Marcin Wąsowski wziął całą tę młodzieńczą energię, obrazy i sensy na warsztat i  z ogromnym wyczuciem, ułożył je w spójną, literacką formę. To on postawił kropkę nad „i”, spinając ich pomysły w opowieść, która dziś brzmi w piosence. Dzięki temu tekst ma w sobie coś niezwykłego: profesjonalną konstrukcję, ale pulsuje w nim wrażliwość młodych ludzi. To naprawdę wspólne dzieło - ich emocji i jego doświadczenia.

- Powstał utwór muzyczny i profesjonalny teledysk. Jak wyglądał proces przekładania młodzieżowych pomysłów i emocji na finalną formę artystyczną? Co było dla Pani kluczowe w tworzeniu tego obrazu?


- Przekładanie młodzieżowych pomysłów i emocji na finalną formę artystyczną było procesem, który opierał się na jednej zasadzie: zachować autentyczność tego, co młodzi przynieśli na warsztaty, a jednocześnie nadać temu profesjonalny kształt.
Kiedy młodzi nazwali swoje doświadczenia, miejsca szczęścia i obrazy Lublina, zespół twórczy mógł nadać temu konkretny kształt. Tekst, ułożony przez Marcina Wąsowskiego, był już nie tylko zapisem emocji, ale gotową opowieścią, którą można było „usłyszeć” w muzyce i „zobaczyć” w obrazie.
Michał Iwanek stworzył muzyczną przestrzeń, w której te emocje mogły naturalnie wybrzmieć, a Ula Wąsowska pomogła młodym ludziom wydobyć ich własną interpretację i głos. Dzięki temu piosenka nie jest jedynie kompozycją, jest zbiorem prawdziwych doświadczeń, opowiedzianych dźwiękiem.
Kolejnym krokiem było przełożenie tej historii na obraz. Zespół N.O.C. Film, Marcin Lipski i Michał Michalski  wraz z Adamem Organistą połączyli filmowe rzemiosło z młodzieńczą spontanicznością. Wykorzystali ich energię, naturalne reakcje i charakterystyczne miejsca Lublina, tworząc teledysk, który naprawdę oddycha miastem i emocjami uczestników.
Dla mnie kluczowe było, aby młodzi przez cały czas czuli, że to jest ich projekt, a profesjonaliści jedynie pomagają im nadać formę temu, co już w nich było: wrażliwości, kreatywności i autentyczności. Dlatego finalny efekt, zarówno piosenka, jak i teledysk, ma w sobie tyle prawdy. To połączenie młodzieńczej szczerości i doświadczenia twórców, którzy nie narzucali własnej wizji, lecz subtelnie ją domknęli.


- W projekcie pojawiają się także elementy nowych technologii i AI. W jaki sposób wykorzystaliście je w teledysku i jak dbała Pani o to, by technologia nie przysłoniła człowieka i jego historii?

- W teledysku wykorzystaliśmy sztuczną inteligencję, aby osiągnąć efekt „znikających” elementów architektury Lublina. AI nie zastępuje prawdziwych miejsc, przeciwnie, pozwoliła nam je na moment „usunąć”, by dodać obrazowi odrobiny magii i efektu „wow”.
W kilku ujęciach widzowie zobaczą połączenie rzeczywistego świata z artystyczną interpretacją Lublina, stworzoną specjalnie na potrzeby projektu. Pojawiają się tam również ręcznie wykonane rekwizyty, barwne, tekturowe symbole miasta. To one nadają teledyskowi wyjątkowy, warsztatowy i nieco teatralny charakter.
Sztuczna inteligencja pozostaje w tym projekcie jedynie subtelnym narzędziem. Generowane przez AI tła w połączeniu z maskowaniem (wycinaniem sylwetek aktorów) wspieranym przez sztuczną inteligencję pozwalają dosłownie wysunąć ludzi na pierwszy plan. Najważniejsze są emocje i działania młodych twórców, którzy wnoszą w projekt swoją energię, kreatywność i serce. Efekt końcowy to połączenie nowoczesnych narzędzi z autentyczną pracą młodych artystów, zapowiadające teledysk, który jest nie tylko wizualnie atrakcyjny, lecz także pełen symboliki i pozytywnego przekazu.


- „Szczęściarze Świata” to także opowieść o młodych ludziach. Z jakimi historiami i potrzebami przychodzą uczestnicy? Co, w Pani obserwacji, najbardziej ich rozwija: proces twórczy, współpraca, przełamywanie tremy, a może sama możliwość bycia usłyszanym?

- Młodzi ludzie przychodzą do projektu z bardzo różnymi historiami, ale łączy ich jedno: ogromna potrzeba wyrażenia siebie. Wielu z nich szuka przestrzeni, w której mogą być autentyczni, bezpieczni i naprawdę wysłuchani. Przynoszą wrażliwości, które na co dzień często chowają - niepewność, ciekawość, marzenia, tremę, ekscytację, a przede wszystkim pragnienie, żeby ich głos coś znaczył. W „Szczęściarzach Świata” widziałam, jak ważne jest dla nich poczucie, że tworzą coś „naprawdę”. Że to, co powiedzą, zaśpiewają czy pokażą w kadrze, nie znika w próżni, ale staje się częścią większej historii. Najbardziej rozwija ich moment, w którym czują, że zostali zauważeni. Proces twórczy, współpraca, praca z głosem, przełamywanie tremy, to wszystko ma ogromne znaczenie, ale kluczowe jest odkrycie, że mają prawo być słyszani.
Kiedy młodzi dostają taką przestrzeń, pojawia się odwaga. Zaczynają ufać sobie, ufać swojej wrażliwości, a ich kreatywność po prostu eksploduje. I właśnie to obserwować było dla mnie najpiękniejsze.

- Premiera piosenki i teledysku to kulminacja, ale też początek czegoś nowego. Jak widzi Pani przyszłość projektu? Czy myśli Pani o kolejnych edycjach, nowych miastach lub innych formach twórczej ekspresji?

- Premiera piosenki i teledysku jest dla mnie kulminacją tego etapu, ale w żaden sposób nie zamyka projektu. Wręcz przeciwnie, otwiera drzwi do wszystkiego, co może wydarzyć się dalej pod szyldem „Szczęściarzy Świata”. Tak, widzę w „Szczęściarzach Świata” ogromny potencjał rozwojowy. Ten projekt pokazał, jak bardzo młodym ludziom potrzebne są przestrzenie twórcze, w których mogą być sobą, tworzyć, uczyć się i doświadczać współpracy. Myślę o kolejnych edycjach, a także o formatach, które mogłyby łączyć teatr, muzykę, obraz, ruch, pracę z emocjami, dodawaniem wartości oraz odkrywaniem siebie i swoich talentów. Mamy w planach nowe miasta, nowe projekty, nowe utwory, wszędzie tam, gdzie pojawi się grupa osób chcących wspólnie stworzyć coś dobrego. Pierwszym krokiem w tę stronę są wersje językowe naszej piosenki - przygotowujemy tłumaczenia na język angielski, włoski, hiszpański i francuski, tak żeby „W muzyce dni” mogło wybrzmieć szerzej niż tylko po polsku. A skoro piosenka zaczyna żyć w różnych językach, naturalnie pojawia się potrzeba, by również sam projekt mógł wybrzmieć szerzej, nie tylko jako działanie artystyczne, ale też jako społeczna opowieść o szczęściu.
„Szczęściarzy Świata” widzę jako szerszy projekt o szczęściu - z kampaniami społecznymi, drobnymi gestami dobra, opowieściami ludzi z różnych miejsc świata o tym, czym jest dla nich szczęście i jak można je w sobie odnajdywać. Chcę, aby obok działań artystycznych pojawiały się również formy edukacyjne: warsztaty improwizacji, pracy z emocjami, psychologii pozytywnej, coaching, a w przyszłości także badania nad tym, jak poczucie szczęścia wpływa na nasze decyzje i codzienne życie. „Marzy mi się też rozwijanie projektu o działania społeczne i edukacyjne dotyczące szczęścia, tak aby ‘Szczęściarze Świata’ stawali się przestrzenią nie tylko twórczą, ale też wspierającą dobrostan i uważność.”
Ogromną rolę widzę także w rozmowie, dlatego planujemy cykl wywiadów z ekspertami od szczęścia, psychologami, trenerami i osobami, które na co dzień zajmują się dobrostanem. Znamy wielu wspaniałych specjalistów, którzy potrafią mówić o szczęściu mądrze, praktycznie i inspirująco. Dla mnie „Szczęściarze Świata” to nie tylko jeden projekt artystyczny, ale zalążek społeczności ludzi, którzy chcą dzielić się radością, uważnością i dobrym słowem. Ta piosenka z serca Lublina jest pierwszym, głośnym głosem tej idei.

- Dziękuję za rozmowę

 


Podziel się
Oceń

Komentarze