piątek, 5 grudnia 2025 07:38
Reklama
Rozmowa o przekraczaniu granic, życiu w skrajnym zimnie i odwadze, która pozwala dotrzeć tam, gdzie dociera garstka ludzi.

Na koniec świata i dalej. Katarzyna Kamińska o drodze na biegun

Katarzyna Kamińska jako pierwsza Polka stanęła na biegunie północnym. W rozmowie opowiada o tym, jak wygląda życie na zamarzniętym Morzu Arktycznym, skąd wzięła się jej odwaga i dlaczego ta wyprawa zmieniła jej sposób patrzenia na świat.
Na koniec świata i dalej. Katarzyna Kamińska o drodze na biegun

Źródło: Katarzyna Kamińska

-  Jesteś pierwszą Polką, która dotarła na biegun północny. Jak to się zaczęło? Czy mąż, znany zdobywca bieguna północnego,  zachęcił Cię do tego?
 

-  Tak, Marek miał w tym swój udział, w końcu to on organizował wyprawę. Zebrała się grupa dziesięciu mężczyzn i ja jedna kobieta. Nie myślałam o tym, że będę „pierwsza”. Bardziej chciałam po prostu przeżyć przygodę, sprawdzić siebie, zobaczyć, jak to jest być tam, gdzie prawie nikt nie dociera.
 

- Czyli nie chodziło o rekord, tylko o doświadczenie?
 

- Dokładnie. Chciałam sprawdzić, jak poradzę sobie w ekstremalnych warunkach: fizycznie, psychicznie, emocjonalnie. To nie była rywalizacja, raczej osobista próba.
Nie ukrywam, że dla kobiety w takiej wyprawie jest szczególnie trudno. Nikt nie traktuje cię ulgowo, nie ma żadnych „specjalnych względów”. Dźwigasz tyle samo, śpisz w takich samych warunkach, robisz wszystko równie szybko i sprawnie. Jeśli chcesz być częścią zespołu, musisz po prostu dać radę.
 

- Czy zamiłowanie do dalekich wypraw wyniosłaś z domu?
 

- Zdecydowanie tak. Mój tata był lekarzem na stacji im. Arctowskiego na biegunie południowym. Spędził tam cały rok. To były jeszcze czasy, kiedy takie wyjazdy brzmiały jak coś z innego świata. Jako dziecko byłam tym zafascynowana. Tata pisał listy, opowiadał o tym, jak wygląda życie w lodzie, w ciemności, w miejscu odciętym od wszystkiego. Myślę, że wtedy zaszczepił we mnie tę ciekawość , że można żyć inaczej, dalej, mocniej.


 

- Jak wyglądał typowy dzień na biegunie?
 

- Prosto, ale wszystko wymagało wysiłku. Budziliśmy się w pełni ubrani, bo w nocy temperatura spadała do minus trzydziestu stopni. Trzeba było roztopić lód, żeby mieć wodę na herbatę, zjeść coś liofilizowanego i spakować namiot.
Każdy ciągnął swoje sanie, około trzydziestu kilogramów. Każdy kilogram miał znaczenie. Potem kilka godzin marszu po zamarzniętym Morzu Arktycznym. To lód, który się rusza, pęka, zmienia kształt. Przerwy - krótko, tylko na coś słodkiego i łyk ciepłego napoju.
Wieczorem znów walka z wiatrem i śniegiem przy rozbijaniu namiotu. Nie było momentu, żeby się naprawdę ogrzać. Zimno było nieprzerwane,  nie jak temperatura, tylko jak stan istnienia.


 

- Były momenty zwątpienia?
 

- Oczywiście. Strach był stałym towarzyszem. Ten lód pod nami żyje: pęka, przesuwa się, wydaje dźwięki. Budziliśmy się czasem, bo coś zaskrzypiało pod namiotem. Wiedzieliśmy, że inni wcześniej zginęli w podobnych warunkach. To jest taki permanentny lęk o życie. Ale w pewnym momencie przestajesz się go bać,  po prostu zaczynasz z nim żyć. Funkcjonujesz obok strachu, jakby był częścią krajobrazu.
 

- Co wtedy trzymało Cię przy sile?
 

- Myśli o bliskich. W takich chwilach człowiek bardzo intensywnie myśli o rodzinie, o domu, o dzieciach. To daje ogromną motywację. Po takiej wyprawie zupełnie inaczej patrzy się na codzienność. Nagle ciepły dom, zapach kawy czy rozmowa przy stole stają się luksusem. Naprawdę docenia się drobiazgi, których wcześniej się nie zauważało.
 

- Czy biegun coś w Tobie zmienił?
 

-Na pewno. To doświadczenie, które zostaje w człowieku na zawsze. Po powrocie długo nie mogłam przywyknąć do zwykłego życia, do tego, że wszystko jest proste, przewidywalne, ciepłe. Ale kiedy pojawiły się dzieci, wiedziałam już, że nie mogłabym drugi raz zaryzykować w ten sam sposób. Odwaga ma swoje granice - i odpowiedzialność jest jedną z nich.
 

- Powtórzyłabyś to dziś?
 

-Pewnie tak. (uśmiech) Choć wiem, jak ciężko było, to jednak było w tym coś niezwykłego. Poczucie, że idziesz w miejsce, gdzie naprawdę niewielu ludzi dotarło, daje ogromną siłę.
To doświadczenie zostaje, nawet jeśli już nigdy tam nie wrócisz

- Czym zajmujesz się dziś?
 

- Jestem absolwentką Akademii Sztuk Pięknych. Od lat zajmuję się sztuką i projektowaniem, a także poszukiwaniem swojego miejsca w świecie. Biegun nie pojawia się w mojej twórczości wprost, ale myślę, że zostawił we mnie ślad, w sposobie patrzenia na rzeczywistość. Po takim doświadczeniu naprawdę nic nie wydaje się już niemożliwe.
 

- Dziękuję za rozmowę

 


Podziel się
Oceń

Komentarze