- Dyrygent stoi na czele orkiestry, ale sam nie wydaje ani jednego dźwięku. Na czym polega prawdziwa magia tego zawodu – w kontroli, w zaufaniu, czy w emocjach?
- Magia tego zawodu polega na połączeniu w jednej osobie wielu cech i umiejętności. Celem pracy dyrygenta jest stworzenie spójnego, jednolitego wykonania dzieła — w tym przypadku opery — zgodnego z wizją kompozytora i pełnego głębi. Oznacza to koordynację często nawet kilkuset osób jednocześnie.
Pierwszym i być może najważniejszym, etapem jest przygotowanie partytury tak, aby w wyobraźni powstał precyzyjny obraz całego utworu. Podczas prób pracujemy głównie za pomocą słowa i uwag kierowanych do zespołu. Natomiast w trakcie wykonania pozostaje nam już tylko jedno narzędzie — gest.
Mowa ciała, rąk, oczu — to właśnie ona dla wielu obserwatorów staje się zjawiskiem niemal magicznym: dyrygent, nie wydając ani dźwięku, ani słowa, potrafi wywołać reakcję wykonawców i poprowadzić słuchaczy przez muzyczną opowieść.
- Mówi się, że dyrygent „maluje muzykę w powietrzu". Jak wygląda Pana proces przygotowania – od pierwszej lektury partytury do chwili, gdy staje Pan przed orkiestrą?
- Określenie „malowanie muzyki" ma w środowisku raczej pejoratywny wydźwięk. Dyrygent nie jest tancerzem, który reaguje na muzykę — jego zadaniem jest prowadzenie zespołu, czyli przekazywanie informacji wcześniej, zanim zabrzmi dźwięk. To rodzaj reżyserii przyszłych wydarzeń.
Przygotowania do prób polegają więc przede wszystkim na dogłębnej pracy z partyturą. Gest, którym komunikuję się z orkiestrą, chórem czy solistami, nie może być wcześniej „wymyślony" w oderwaniu od zespołu — byłoby to jak uczenie się jazdy na rowerze górskim bez roweru i bez gór. Dlatego proces kształcenia dyrygentów jest tak wymagający i złożony.
- Pracował Pan z wieloma zespołami, także poza Polską. Czy widać różnice w sposobie, w jaki muzycy reagują na dyrygenta w różnych krajach i kulturach?
- Każda orkiestra to osobny organizm, mający własną osobowość, temperament, zwyczaje i tradycje — niezależnie od kraju. Dwie orkiestry z tego samego miasta, grające w tej samej sali koncertowej, mogą reagować zupełnie inaczej na gest czy sposób pracy dyrygenta. Dlatego niezbędna w tym zawodzie jest elastyczność i inteligencja emocjonalna — umiejętność pracy z grupami, rozwiązywania konfliktów, odporność na stres, cierpliwość i wytrwałość. Znajomość języków obcych ułatwia komunikację, ale to muzyka jest uniwersalnym językiem, który łączy ludzi. Dobry muzyk pozostanie dobrym muzykiem niezależnie od miejsca na świecie.
- Orkiestra to nie tylko nuty, ale też ludzie – temperamenty, emocje, nastroje. Jak buduje Pan autorytet i zaufanie wśród muzyków, zwłaszcza tych starszych od siebie?
- Podstawą jest merytoryka i szacunek. Zostałem wychowany w duchu szacunku do starszych i zawsze zachowuję kulturę osobistą w kontaktach z każdym artystą. Podczas pracy zwracamy się oficjalnie, z należnym respektem.
Kiedy na początku kariery zdarzało mi się dyrygować moimi byłymi profesorami, czułem się nieco niezręcznie, ale nie okazywałem tego. Z czasem stało się to zupełnie naturalne. Kluczem jest przygotowanie i profesjonalizm — to buduje zaufanie i autorytet.
- Przed Panem premiera „Halki" – dzieła szczególnego w polskiej operze. Jakie emocje towarzyszą przygotowaniom do takiego projektu? Co jest dla Pana najważniejsze w odczytaniu Moniuszki dzisiaj – tradycja, czy może świeże spojrzenie?
- „Halka" to dla mnie prawdziwe odkrycie — wielkie dzieło światowego formatu. Najważniejsza jest dla mnie wierność partyturze, bo to właśnie w niej zawarta jest zarówno tradycja, jak i potencjał świeżości. To kompozycja niezwykle bogata w detale i precyzyjnie zbudowana dramaturgicznie. Dla mnie najważniejsze nie jest więc pytanie o tradycję czy świeże spojrzenie, lecz wierność prawdzie i wysoka jakość wykonania.
- A gdyby miał Pan opisać muzykę jednym słowem – co by Pan wybrał? I dlaczego właśnie to?
- Prawda. Tak jak cała sztuka, muzyka jest przestrzenią wolności, w której możemy być najbardziej sobą i mówić o rzeczach najważniejszych — również tych najtrudniejszych.
- Dziękuję za rozmowę

fot.Dariusz Kulesza













Komentarze