piątek, 5 grudnia 2025 22:38
Reklama

Tajemnica w Atelier - kryminalne historie z AI

Postanowiliśmy pobawić się z ChatGPT i wspólnie przygotować dla Was wakacyjne opowiadania kryminalne, których akcja będzie się działa w Lublinie. My podpowiadamy historię a AI pisze z tego opowiadanie kryminalne. Jeśli spodoba Wam się nasza redakcyjna zabawa, to co tydzień przygotujemy nowe opowiadanie.
  • Źródło: ChatGPT
Tajemnica w Atelier - kryminalne historie z AI

Źródło: Canva

 

Lublin, wiosna 1947 roku. Miasto wciąż nosiło ślady wojennych ran, lecz życie powoli wracało na swoje tory. W ruinach i odbudowywanych kamienicach kryły się nowe historie, a stare tajemnice dopominały się o ujawnienie. To właśnie wtedy do miasta powrócił Julian Oczko, trzydziestodwuletni malarz, który lata wojny spędził w Paryżu. Uchodził za cudowne dziecko polskiej sztuki przedwojennej. Jego powrót wzbudził sensację w środowisku artystycznym Lublina.

Julian zamieszkał w starej kamienicy przy ulicy Narutowicza, którą odziedziczył po wuju. Wnętrze domu przypominało raczej muzeum niż mieszkanie — ściany zdobiły obrazy z przełomu wieków, popiersia, antyki, francuskie grafiki. W salonie urządził swoje atelier. Z początku widywano go rzadko, ale w czerwcu ogłosił wystawę swoich nowych obrazów. Wernisaż zaplanowano na 20 czerwca, w otwierającej się galerii przy Krakowskim Przedmieściu.

W przeddzień otwarcia wystawy, 19 czerwca, w godzinach popołudniowych doszło do zuchwałej kradzieży. Z domu Oczki zginęły cztery obrazy: dwa autorstwa samego Juliana i dwa stare dzieła, które odziedziczył po wuju. Wszystkie wisiały w salonie. Policję wezwał sam Oczko, kiedy po powrocie z obiadu u przyjaciela odkrył, że okno do ogrodu zostało wyważone.

Na miejsce przybył kapitan Andrzej Kruk z pobliskiego komisariatu MO, człowiek o twarzy pooranej bliznami i ciętym języku. Mimo surowego wyglądu był wytrawnym śledczym. Jeszcze przed wojną współpracował z komisarzem Maciejewskim.  Po wojnie nie mogąc żyć bez pracy zdecydował się wstąpić, mimo krytyki ze strony bliskich, do Milicji Obywatelskiej. Obejrzał miejsce zdarzenia i skrupulatnie przesłuchał Oczkę.

— Czy ktoś, panie Julianie, wiedział o wartości tych obrazów? — zapytał.

— Tylko najbliżsi znajomi. No i oczywiście znawcy. Doktor Krajewski z uniwersytetu, oceniając je dwa tygodnie temu, powiedział, że jeden z nich może pochodzić ze szkoły Canaletta.

Kapitan Kruk zanotował to nazwisko. Tego samego dnia wieczorem odwiedził doktora Krajewskiego.

Krajewski mieszkał samotnie na poddaszu przy ulicy Zielonej. Był człowiekiem pedantycznym, z wyraźnym akcentem lwowskim. Zapewnił, że rzeczywiście oglądał obrazy Oczki.

— Z tego, co pamiętam, jeden z nich przedstawiał widok Warszawy z XVIII wieku. Mógł to być Canaletto albo jeden z jego uczniów. Dzieło niezwykle cenne. Ale wierzę, że Julian nie obnosił się z tym na lewo i prawo.

Następnego dnia Kruk przesłuchał gosposię Oczki, panią Michalinę. Kobieta zeznała, że kilka dni przed kradzieżą do domu przychodził nieznany mężczyzna.

— Powiedział, że przyszedł z ramami do obrazów. Julian często zamawia ramy u rzemieślników, więc nie podejrzewałam niczego.

— Jak wyglądał?

— Szczupły, z czarną brodą, miał walizkę i okulary. Nosił się jak artysta. Mówił elegancko.

Kruk natychmiast udał się do zakładu ramiarskiego przy ulicy Lubartowskiej. Właściciel, pan Blaufarb, przypomniał sobie klienta o takim wyglądzie.

— Tak, przyszedł tydzień temu. Pytał o stare ramy i zostawił wizytówkę. Nazwisko: Feliks Becker.

Kruk przeczesał kartoteki — nazwisko Becker było znane. Feliks Becker, przedwojenny marszand, podejrzewany o nielegalny handel dziełami sztuki. Ostatnio widziany w Krakowie. Pod fałszywymi nazwiskami pojawiał się na aukcjach.

Milicja zaczęła poszukiwania. Tymczasem wieczorem Kruk otrzymał telefon. Nieznany mężczyzna twierdził, że widział jeden z obrazów Oczki w oknie sklepu z antykami na Piłsudskiego. Kruk ruszył tam natychmiast. W witrynie wisiał portret kobiety — dokładnie taki sam, jak jeden z obrazów Oczki.

Właściciel sklepu, pan Herman, nie zaprzeczał.

— Obraz przyniosła mi kobieta. Młoda, w berecie, z teczką. Powiedziała, że to spadek po ciotce. Zapłaciłem jej czterysta złotych.

Na podstawie opisu sporządzono portret pamięciowy. Julian rozpoznał w kobiecie Zofię Kalicką, dawną studentkę ASP, z którą kiedyś był blisko. Twierdził jednak, że nie miał z nią kontaktu od powrotu z Francji.

Kruk postanowił zorganizować pułapkę. Rozpuścił plotkę, że odnaleziono dzieło Canaletta i zostanie ono wystawione na licytacji. Miejscem miała być zamknięta willa pod Nałęczowem.

21 czerwca wieczorem do willi przybyła kobieta w berecie. Milicja zatrzymała ją przy wejściu. Miała przy sobie klucz francuski, rękawiczki i notatnik z nazwiskami kolekcjonerów.

Była to Zofia Kalicka. Po kilku godzinach przyznała się do współpracy z Feliksem Beckerem. Spotkali się w Krakowie. On zapewnił ją, że obrazy zostaną bezpiecznie sprzedane za granicę. W zamian za udział miała dostać portret kobiety. To ona przekazała mu plan domu Oczki. Okno ogrodowe nie było zamknięte, wystarczyło podważyć zamek.

Beckera zatrzymano kilka dni później w pociągu do Wrocławia. W jego walizce znaleziono dwa pozostałe obrazy.

Julian Oczko nigdy już nie otworzył wystawy. Kradzież, zdrada i śledztwo pozostawiły na nim ślad. Wkrótce wyjechał do Gdańska, gdzie osiedlił się na stałe.

Kapitan Kruk został awansowany za rozwiązanie sprawy. Mówił potem:

— Zawsze ktoś wie więcej, niż mówi. Trzeba tylko wiedzieć, kiedy milczenie jest zbyt doskonałe.

 

 


Podziel się
Oceń

Komentarze