piątek, 5 grudnia 2025 09:03
Reklama
Pod skrzydłami Talarii: Z Polski na tropikalną wyspę

Ewa Pisera: „Ogień nauczył mnie odwagi. Na Sri Lance znalazłam spokój i sens życia”

Zrezygnowała z pracy w korporacji, by ruszyć w nieznane. Dziś od 15 lat mieszka na Sri Lance, prowadzi warsztaty rozwoju osobistego i uczy… chodzenia po ogniu. Ewa Pisera - psycholożka, trenerka i master instruktorka firewalkingu - opowiada o transformacji, życiu w zgodzie z naturą i o tym, jak ogień potrafi zmienić człowieka.
Ewa Pisera: „Ogień nauczył mnie odwagi. Na Sri Lance znalazłam spokój i sens życia”

Źródło: Ewa Pisera

- Twoja historia jest niezwykła - z Polski na Sri Lankę. Skąd ten kierunek?
- To nie stało się nagle. Od zawsze wiedziałam, że chcę mieszkać w ciepłym kraju. Zawsze ciągnęło mnie w stronę słońca, prostoty życia i bliskości natury. Z wykształcenia jestem psycholożką i trenerką rozwoju osobistego, pracuję z ludźmi nad zmianą, skutecznością, transformacją. Moją pasją jest pomaganie ludziom w odnalezieniu ich własnej wewnętrznej siły i sprawczości. Nauczanie i pokazywanie drogi.
Już na studiach zaczęłam podróżować i obserwować, jak różni ludzie na świecie odnajdują szczęście. W Grecji zachwycił mnie spokój i filozofia siga siga i kala - „powoli, spokojnie, dobrze”. Ale kiedy trafiłam na Sri Lankę, poczułam, że to moje miejsce. Tu znalazłam wszystko: duchowość, ayurwedę, medytację, ciepło i autentyczność ludzi.
 

- Wspominasz o transformacji. Czym dokładnie się zajmujesz?
- Jestem trenerką rozwoju osobistego i master instruktorem firewalking - uczę ludzi chodzić po ogniu, a dokładniej stwarzam możliwość doświadczenia zmiany osobistej. To narzędzie nie służy pokazowi odwagi, ale wewnętrznej pracy z lękiem. Ogień uczy uważności, koncentracji i zaufania do siebie. Nie chodzi o samo przejście po żarze, ale o stan umysłu. Uczy być obecnym, skupionym, mieć w sobie decyzję i pewność. Nie można oszukać ognia – jeśli robisz to dla popisu, bez skupienia, możesz się poparzyć. Sama kiedyś to przeżyłam.
Firewalking jest rodzajem medytacji w ruchu. To spotkanie z sobą, z tym, co w nas prawdziwe. Po takim doświadczeniu wiele osób zauważa, że w życiu łatwiej im podejmować decyzje, przekraczać wewnętrzne blokady. W sytuacjach trudnych przypominają sobie: „skoro przeszłam po ogniu, to i z tym dam radę.”
 

- To musi być niezwykle mocne przeżycie. Czy planujesz podobne warsztaty w Talarii?
- Tak, właśnie to planujemy. W Talarii jeszcze nie było takiego firewalkingu, ale będzie - w połączeniu z warsztatami transformacyjnymi. To doświadczenie, które doskonale wpisuje się w ideę tego miejsca: uważność, spokój, siła, przemiana.
 

- A jak wygląda Twoje życie na Sri Lance?
- Prowadzę tam warsztaty i retreaty rozwojowe w swoich willach nad oceanem, lub w zaprzyjaźnionych ośrodkach. Łączę medytację, ayurwedę, jogę, spacery, rozmowy o życiu. Ludzie przyjeżdżają do mnie z Polski i z innych krajów, żeby odpocząć, ale też dokonać zmiany. To nie są zwykłe podróże. To podróże do wnętrza - takie, które uczą kontaktu z sobą, z naturą, z tym, co naprawdę ważne. Często mówię, że to są „KODY szczęścia” - moje własne badania nad tym, co sprawia, że ludzie w różnych miejscach świata czują się spełnieni.

 

- Czy masz kontakt z innymi Polakami na Sri Lance?
- Tak, mieszka tu trochę Polaków, ale nie tworzymy zwartej grupy. Każdy ma swoje życie i kierunek. Ja trzymam się raczej środowisk warsztatowych, rozwojowych, medytacyjnych.
Uważam, że jeśli chcemy się rozwijać, musimy wybierać otoczenie. Otaczać się ludźmi, którzy nas wspierają, inspirują, a nie tymi, którzy nas ciągną w dół. To też jest część transformacji.


 

- Powiedziałaś, że firewalking może prowadzić do konkretnych zmian. Miałaś takie doświadczenie?
- Tak. I wciąż mam 😊. Kiedy pierwszy raz przeszłam przez ogień i zrobiłam licencję trenerską, jeszcze pracowałam w korporacji jako trener wewnętrzny. Po powrocie z tego szkolenia… po prostu złożyłam wypowiedzenie. (śmiech) Od dawna chciałam to zrobić, ale się bałam. Po tym doświadczeniu strach zniknął. A dokładnie nie zniknął, tylko już mnie nie powstrzymywał. Zrozumiałam, że potrafię i że nie chcę żyć w półśrodku. Wtedy też zaczęłam realnie działać, żeby przenieść się na Sri Lankę.
Ogień nauczył mnie, że moment decyzji jest najważniejszy. W życiu też często stoimy przed takim „rozżarzonym żarem” - niby wiemy, co chcemy zrobić, ale coś nas zatrzymuje. Firewalking uczy przekraczania tego punktu. Takiego punktu krytycznego. Kiedy wiesz już co chcesz, wiesz jak to zrobić, masz wszelkie zasoby…a pomimo to coś cię zatrzymuje w miejscu.

- Czy wyobrażasz sobie powrót do Polski na stałe?
- Nie wiem. Nie myślę o tym w kategoriach „na zawsze” lub „nigdy”. Teraz jest mi dobrze tam, gdzie jestem. Jeśli kiedyś poczuję, że powinnam wrócić - wrócę. Czuję się jak obywatel świata, dopasowuję się prawie wszędzie. To chyba też jedna z rzeczy, których nauczyło mnie życie w podróży.


 

- Co dała Ci Sri Lanka?
- Przede wszystkim spokój. Chociaż mam temperament, jak to się mówi - trochę ADHD (śmiech) - to jednak Sri Lanka mnie wyciszyła. Dała mi też otwartość, łatwość bycia w świecie. Dziś wiem, że mogę mieszkać wszędzie, że nie muszę się bać zmian. Kiedyś wszystko planowałam, analizowałam, teraz potrafię po prostu być.
 

- A skoro Sri Lanka - to kawa czy herbata?
- Zdecydowanie kawa! (śmiech) Choć herbata jest tu wspaniała, zawsze wybieram kawę. Na szczęście teraz na Sri Lance można już kupić dobrą, lokalną. Tylko trzeba wiedzieć, gdzie, bo ta najtańsza z barów jest tak cienka, że człowiek nie wie, czy pije herbatę, czy kawę. 
 

- Dziękuję za rozmowę.


 


Podziel się
Oceń

Komentarze