piątek, 29 marca 2024 01:24
Reklama

Lubelska kultura z impetem przekracza własne bariery

„Z moich obliczeń wynika, że Lublin jest pępkiem świata” – te słowa przed kilkoma wiekami doskonale opisywały charakter tego miasta. Autorem ich jest oczywiście Jakub Izaak Horowitz, zwany Widzącym z Lublina, a ich pierwotny kontekst usytuowany był w jego religijnych rozważaniach. Można pokusić się jednak o swoistą reinterpretację tych słów – istotnie kiedyś miasto z Kozłem w herbie funkcjonowało jako pępek – może nie świata, a Rzeczypospolitej – zarówno w dziedzinie handlu, społecznej tolerancji, jak i kultury. Mimo że historia nie obeszła się z nim delikatnie, powoli buduje się dziś na nowo wizerunek Lublina jako ośrodka znaczącego, przynajmniej w zakresie życia kulturalnego.
Lubelska kultura z impetem przekracza własne bariery

Autor: Mieczysław Sachadyn

Pytając o Lublin często słyszy się, że jest to miasto o niezwykłym potencjale w zakresie kreatywności, a przez to, że cechuje je szeroki dostęp do wydarzeń z zakresu kultury – i to w przedziale od jej przejawów nazywanych ogólnie popkulturą, po sztukę wysoką. Od kilku lat rośnie zainteresowanie ofertą Lublina wśród odbiorców z całej Polski, a to za sprawą działalności zarówno licznych organizacji pozarządowych, jak i lokalnych instytucji kultury.

Projekty o charakterze teatralnym ujmują w Lublinie szerokie spektrum działalności. Przede wszystkim jednak uwagę przyciągają inicjatywy o charakterze innowacyjnym – tak te powstające w kręgu organizacji pozarządowych, jak i w zinstytucjonalizowanych teatrach. Warto wspomnieć, że Teatr im. J. Osterwy zrealizował kilka lat temu produkcję „Mistrza i Małgorzaty” w reżyserii Artura Tyszkiewicza, która ostatecznie zakończyła się sukcesem „na deskach” Teatru Telewizji, co w efekcie przyciągnęło do Lublina widzów z całej Polski – tych, którzy od lat są wiernymi fanami wiekopomnej powieści Michaiła Bułhakowa i tych, którzy lubują się w teatrze rodem z XXI wieku. Także ostatnia premiera Osterwy, „Świętoszek”, ma szansę odbić się echem wśród publiczności spoza miasta. Polemika z realiami, w jakich ukazał się ten dramat, nie tylko odpowiada trudnym wymaganiom kontekstu, ale i radzi sobie w zakresie osiągania klarowności przekazu założeń twórców spektaklu na czele z reżyserem Remigiuszem Brzykiem.

Barierą, która zdecydowania została w ostatnim czasie przełamana, jest również zwrot ku repertuarowi dla „dojrzałego” widza, jaki dokonał się w Teatrze Lalki i Aktora im. H. Ch. Andersena. Produkując stale spektakle adresowane do młodych miłośników sztuki dramatycznej, osoby zarządzające Teatrem pokusiły się o próby przemycenia pozycji dla młodzieży i widzów dorosłych – wśród nich są „Wesele” według dramatu Stanisława Wyspiańskiego (reżyseria Jakuba Roszkowskiego) i eksperymentalny można powiedzieć, Szekspirowski „Hamlet” (a w zasadzie „hmlt”, jak brzmi oficjalna parafraza klasyki) wyreżyserowany przez Magdę Szpecht – artystkę młodego pokolenia. Wychodzenie poza poetykę teatru dziecięcego nie tylko powiększyło grono odwiedzających tę instytucję ale także sprawiło, że zespół Teatru Andersena pojawił się w tym roku na Festiwalu Szekspirowskim organizowanym przez gdański teatr specjalizujący się w repertuarze elżbietańskim.

Także Teatr Muzyczny przekroczył granice wyznaczane długo przez etykietę sceny operetkowej i tzw. „lekkiej muzy”. Sztandarowym tego dowodem może być zrealizowany w zeszłym sezonie „Czarodziejski flet” W. A. Mozarta. Ta operowa produkcja nie tylko pojawiła się okazjonalnie, w ramach obchodów siedemdziesięciolecia istnienia tej instytucji, ale na stałe zagościła w repertuarze lubelskiego teatru, któremu w końcu udało się dokonać swoistej syntezy wszystkich chyba gatunków dramatyczno-muzycznych na jednej scenie. Z pewnością jest zasługą bardzo dojrzałej wizji realizatorskiej autorstwa duetu Maria Sartova z Paryża – maestro Marcin Sompoliński i obsady kumulującej jedne z najbardziej nośnych nazwisk sceny operowej młodego pokolenia w Polsce to, że na Mozartowskie arcydzieło przyjeżdża widownia z całego kraju. Sztuka ta, łącząc elementy współczesnego teatru z klasyczną operą, stała się także dowodem na to, że muzyczno-teatralne konotacje Lublina mogą dorównać realizacjom europejskim. Nawet operetkowy repertuar wyszedł niejako ze sztampowego kanonu dzieł wiedeńskich. Zrealizowany kilka lat temu „Bal w Savoyu” to przecież nie klasyczny przedstawiciel gatunku, ale niemal jazzowa wariacja na temat operetki. Zamiast wiedeńskiego walca gości tu foxtrot i muzyka rozrywkowa pierwszej połowy dwudziestego wieku. Dobarwiona scenicznym humorem w wizji Artura Hofmana gwarantuje nowe, nieobciążone zbyt tradycyjnym myśleniem o operetce, doznania estetyczne.

Wychodząc naprzeciw oczekiwaniom odbiorcy, Filharmonia Lubelska zrealizowała kilka projektów o charakterze co najmniej ogólnopolskim. Udało się filharmonikom wyemitować na antenie TVP 2 ostatnią edycję festiwalu „Genocyd” – produktu stricte lubelskiego, któremu podobnych trudno jest szukać w innych instytucjach muzycznych. Ponadto na uwagę zasługuje coraz prężniej działający zespół muzyki dawnej Confraternia Caper Lublinensis, skupiający muzyków z całej Polski, którzy specjalizują się w wykonawstwie muzyki sprzed czasów Mozarta, kierowany przez maestro Przemysława Fiugajskiego. Dzięki niemu muzyka dawna w Lublinie to już nie domena małych sal koncertowych, ale i osiągnięcie poszerzające grono świadomych melomanów.

Dzięki tym projektom, jak i wielu innym, coraz częściej do stolicy Lubelszczyzny przybywają goście spoza regionu, którzy mogą znów liczyć tu na przeżycia estetyczne dorównujące ofercie kulturalnej kraju, jak i Europy. Nowoczesna faza rozwoju kultury, w którą wkroczył Lublin, przekłada się bezpośrednio na liczbę osób zainteresowanych odwiedzaniem miasta – już nie tylko ze względu na walory turystyczne i historyczne, ale także na kulturalne. Oznacza to tyle, że w końcu udało się przełamać impas w dziedzinie kultury – w końcu instytucje kulturalne działające na terenie miasta niejako ruszyły ze swoich dotychczasowych pozycji i prężnie się rozwijają. To wszystko sugeruje, że już w niedalekiej przyszłości Lublin ma szansę doczekać się powrotu do statusu europejskiej stolicy kultury – „pępka świata”, jak pisał o nim kiedyś słynny Widzący z Lublina. Przed miastem kolejny sezon artystyczny. Nie pozostaje więc nic tylko czekać na kolejne „eksportowe” przejawy lokalnych inicjatyw kulturalnych.

 

Karol Furtak
na zdjęciu głównym: na „Czarodziejski flet” w reż. Marii Sartovej do Teatru Muzycznego w Lublinie przyjeżdża widownia z całego kraju; fot.: Mieczysław Sachadyn
zdjęcia: Teatr Muzyczny w Lublinie, Teatr im. H. Ch. Andersena / Mieczysław Sachadyn, Dawid Jacewski, Maciej Rukasz, Przemysław Bator


„hmlt”, czyli Szekspirowski „Hamlet” w Teatrze im. H. Ch. Andersena; fot.: Maciej Rukasz

„Wesele” w Teatrze Lalki i Aktora im. H. Ch. Andersena; fot.: Przemysław Bator

„Bal w Savoyu” w Teatrze Muzycznym w Lublinie; fot.: Dawid Jacewski


Podziel się
Oceń

Komentarze