piątek, 19 kwietnia 2024 22:32
Reklama

Józef Wilkoń w Wirydarzu

  • Źródło: Galeria Sztuki Wirydarz w Lublinie
Józef Wilkoń w Wirydarzu

Autor: archiwum Galeria Sztuki Wirydarz

„Lublin był dla mnie zawsze szczególnym miastem. Był w połowie drogi między Warszawą a Łańcutem, gdzie odwiedzałem swoich rodziców. To była piękna droga. Kołbiel, Garwolin, Lublin, Frampol, Tarnogród, Leżajsk, Łańcut. Małgosia moja żona prowadziła samochód. Ja rysowałem z okna uciekające krajobrazy. W Lublinie przystawaliśmy odpocząć i zobaczyć co dzieje się w mieście.

Dla Lublina ilustrowałem wiersze Czechowicza, miałem tu kilka wystaw, przyjeżdżałem na spektakle Mądzika, wpadałem na Zamek obejrzeć freskowe arcydzieła w Kaplicy Trójcy Świętej. Zawsze w podróży podziwiałem falujący pejzaż. To cudowne oczekiwanie, co dzieje się za kolejnym pagórkiem. Wreszcie wrażenie jak bardzo teraz tętni życiem to miasto. W Warszawie po 10-tej wieczór wszystko zamknięte, nie ma gdzie usiąść. W Lublinie na Rynku jak we Włoszech, nocą można usiąść zjeść czy wypić kawę, uciąć pogawędkę.

A teraz? Teraz na dodatek Wirydarz słynny z tego, co wystawia od 22 lat, z okazji 150. ekspozycji urządził mi wystawę moich najnowszych prac. Na tę okazję kilka słów o sobie.

Jestem Krakusem. Jestem malarzem, ilustratorem, rzeźbiarzem. Po studiach na krakowskiej ASP i Uniwersytecie Jagiellońskim przeniosłem się na stałe do Warszawy. Na Hożej zbudowałem pracownię. Mieszkaliśmy tam z żoną Małgosią i synem Piotrem aż do stanu wojennego. Od 40-tu lat mieszkam i pracuję w Zalesiu Dolnym w Piasecznie niedaleko Warszawy.

W tym roku przekroczyłem 90-tkę. Pracuję. Ruszam się. Przyjadę na wernisaż. Wszystkie prace prezentowane na wystawie powstały w ostatnich miesiącach. Nie zamierzam na tym poprzestać, stale po głowie coś mi się pęta. Uświadomiłem sobie, że w młodości w ciągu jednego roku nie zrobiłem tyle co ostatnio.

 


Podziel się
Oceń

Komentarze