czwartek, 25 kwietnia 2024 23:45
Reklama

Jerzy Ilczyna: podoba mi się wciąż ta sama kobieta

Podczas Międzynarodowego Festiwalu Mody EAST FASHION swoją kolekcję zaprezentuje Jerzy Ilczyna, projektant przybyły z Wielkiej Brytanii.
Jerzy Ilczyna: podoba mi się wciąż ta sama kobieta

Autor: archiwum Jerzego Ilczyny

Jerzy Ilczyna. Rodowity lublinianin, po studiach w Instytucie Wychowania Artystycznego tajniki projektowania zgłębiał w Bournemouth and Poole College of Art and Design. Po studiach zdecydował się pozostać na Zachodzie. Współpracował z najlepszymi: jeszcze w Polsce, jako debiutant, z Bernardem Fordem Hanaoką, a w Londynie m.in. z Brucem Oldfieldem, Isabell Kristensen i Markiem Pullinem  najsłynniejszym „gorseciarzem” naszych czasów, znanym jako Mr. Pearl. Rysunku mody uczył się u Patricka Irelanda, autora cenionych książek o ilustracji mody. W kreacjach jego projektu można zobaczyć polskie i zachodnie gwiazdy ekranu i estrady. Występowały w nich m.in. Magdalena Mielcarz i Tatiana Sosna-Sarno, a żółty kostium, w którym wystąpiła Izabela Trojanowska na festiwalu w Sopocie w 1996 roku, przeszedł do historii. Co pokaże w Lublinie?

 

Podoba mi się wciąż ta sama kobieta

 

Rozmowa z Jerzym Ilczyną

 

 

Zacznijmy od początku. Jak trafił Pan do Londynu?

 

Pojechałem tam w 1989 roku jako student czwartego roku Instytutu Wychowania Artystycznego w Lublinie szukać inspiracji do pracy magisterskiej. To był zupełnie inny świat, ludzie poubierani zupełnie inaczej niż w Polsce. Zakochałem się w tym miejscu. Wpadłem na pomysł, żeby porównać polskich projektantów mody z Łodzi z tymi z uczelni w Londynie. Wywiady ze studentami przeprowadzałem w Bournemouth and Poole College of Art and Design. Podczas pisania pracy pokazałem swoje rysunki i na ich podstawie dostałem się na studia podyplomowe.

 

 

Rozpoczął je Pan z opóźnieniem, bo...

 

Jako student pracowałem dla tej samej gazety, co Jola Kozak. Pisałem o modzie, a ponieważ nie miałem zdjęć – rysowałem. Moje rysunki spodobały się właścicielowi pewnego zakładu krawieckiego, który poprosił, żebym zrobił dla niego kolekcję. Zgodziłem się, w zamian za pokaz mody. Pokaz odbył się w Chatce Żaka 11 kwietnia 1992 roku, a kolekcja została później wystawiona w sklepie. Pewnego dnia Beata Kozidrak kupiła wszystko, co było na jednym z manekinów. Na pokazie był sam Bernard Ford Hanaoka. Dostałem od kogoś jego prywatny numer telefonu i zaprosiłem go, a on przyjechał! Wszyscy byli pod wrażeniem, łącznie ze mną. Potem zaprosił mnie z kolekcją do Radomia, a później do Teatru Małego w Warszawie.

Ze względu na pokaz musiałem przełożyć obronę pracy magisterskiej, w dodatku Jola Kozak, która była moim menedżerem, kazała mi przygotować następną kolekcję, „natychmiast”! Trochę się opierałem – praca pisemna i graficzna na studia, praca w redakcji, pierwszy pokaz... ale termin w Teatrze im. Osterwy był już zarezerwowany na wrzesień. Wytrzymałem tempo, choć musiałem zrezygnować z życia prywatnego i wielu przyjemności...

Musiałem też przełożyć o dwa tygodnie wyjazd na studia w Londynie. Ale oni byli super! Na moje usprawiedliwienie rektor odpowiedział: „Życzę ci sukcesu, wszystko nadrobisz”. Szkołę skończyłem z oceną „distinction”, czyli najwyższą. A po studiach dostałem się na staż do Bruce'a Oldfielda, który w latach 80. projektował dla księżnej Diany, Joan Collins, Charlotte Rampling.

 

 

A jednak wrócił Pan do Polski.

 

Niestety, nie miałem pozwolenia na pracę w Anglii. Mogłem odbyć tam praktyki studenckie, ale nie pracować. Musiałem wrócić. Na dworcu w Warszawie zaczepił mnie przystojny blondyn. Okazało się, że pamiętał mnie z radomskiego pokazu u Hanaoki. Zabrał mnie na Foksal, do agencji Foto-Kino-Film, w której pracował i przedstawił swojemu dyrektorowi jako „najlepszego projektanta w Polsce”. I zaczęło się. To wtedy powstał m.in. polski katalog Deni Cler. Niedługo potem zostałem zaproszony do Poznania – pokaz mojej kolekcji miał zamykać Targi. Dyrektor mojej agencji, Leszek Andrzej Wyszyński, wysłał ze mną swoich najlepszych modeli i modelki. Wszyscy poszli uczesani i pomalowani tak, jak chciałem. Trochę szoku było. Już wtedy miałem swój styl; po studiach wszystko miałem „poukładane” i wiedziałem, jaki ma być Jerzy Ilczyna – projektant. Wiedziałem, że trzeba przede wszystkim być sobą, bo inaczej tylko kopiuje się innych i powtarza to, co już było.

Potem były kolejne pokazy: we Wrocławiu, w Szczecinie, zostałem też poproszony o ubranie córek Beaty Tyszkiewicz na jakieś przyjęcie. Podobno wyszło super, ale niestety nie dostałem zdjęcia i nie poznałem Beaty Tyszkiewicz (choć bardzo bym chciał).

 

 

Za to poznał Pan Izabelę Trojanowską. Historia kreacji, w której wystąpiła w Sopocie, jest dość niezwykła.

 

W 1980 roku zobaczyłem Izabelę na koncercie w Opolu, miałem wtedy 16 lat. Pierwszą piosenkę zaśpiewała w lśniącym płaszczu. Co to było za zjawisko! Była nieziemska, demoniczna – te włosy, ten makijaż... leginsy! Kto wtedy w Polsce znał leginsy!? A do drugiej piosenki wychodzi w garniturze i krawacie i śpiewa „Wszystko, czego dziś chcę”. Oszalałem na jej punkcie. Na klasówkach podpisywałem się „Jerzy Trojanowski”. Oszukiwałem, że jedziemy na wycieczkę ze szkoły i jeździłem do Warszawy. W końcu ją poznałem. Tak, byłem nawet u niej w domu! Pojechałem tam z siostrą cioteczną i z bukietem białych róż. Przyjęła róże (nieco zwiędłe, bo długo błądziliśmy po stolicy) i zaprosiła nas na spektakl do teatru Syrena. Wtedy udało mi się zdobyć... usta Izabeli Trojanowskiej! Miałem przy sobie zeszyt, do którego wklejałem wszystkie jej zdjęcia, jakie znalazłem. Złapałem ją przy wyjściu, pokazałem zeszyt i zapytałem: „Czy mogę dostać Pani usta? Jeżeli mi Pani odmówi, to uklęknę i poproszę”. A ona na to: „Nie klękaj” i pocałowała zeszyt, a potem dała mi autograf. Byłem wniebowzięty!

A w 1994 roku stał się cud. Izabela, która wcześniej wyjechała na Zachód, śpiewała w Lublinie z Budką Suflera. Byłem na koncercie, ale już nie miałem takiego tupetu, jak w wieku 16 lat... Okazało się jednak, że znali ją muzycy, z którymi pracowałem przy jakimś projekcie. Umówili nas w Hadesie. Przyszła z Romualdem Lipką, bo pewnie trochę bała się szalonego wielbiciela, który tak bardzo chce ją poznać. Ale po chwili najwyraźniej uznała, że jestem nieszkodliwy i zostaliśmy sami. Od tego czasu zaczęła się nasza przyjaźń.

Któregoś dnia Izabela powiedziała, że chciałaby mieć taki kostium, jak samochód Prince'a. Zapytałem, jaki to samochód. „Niesamowicie lśniący i żółty” – odpowiedziała. I tak powstał ten kostium. Nigdy nie widziałem samochodu Prince'a, ale wyobraziłem sobie, że jest też bardzo nowoczesny i dobrze zaprojektowany.

 

 

A ja sobie wyobrażam, że to było ferrari. Tak Pan wtedy projektował?

 

Można tak powiedzieć. Pracowałem z najlepszymi modelami – z Ewą Witkowską, Twarzą Roku 1993, z Maciejem Myszkowskim, Waldemarem Goszczem, z debiutującą wówczas Magdaleną Mielcarz. Byłem młody i chciałem zwrócić na siebie uwagę, przebić się. Nie mogłem być nudny, więc w tym czasie raczej „odsłaniałem” niż ubierałem modeli.

 

 

To się zmieniło?

 

Nie mogę wciąż być tamtym Jurkiem, wszystko idzie do przodu i ja też. W Londynie wróciłem tam, gdzie zaczynałem – do ekskluzywnej dzielnicy Knightsbridge, słynnej m.in. z domu towarowego Harrods. Wszyscy tam robią haute couture – z materiałów, jakich nie widziałem wtedy w Polsce i dla najzamożniejszych kobiet. Zostawiłem więc Jerzego Ilczynę – młodego, trochę zwariowanego projektanta i wróciłem do tego, czego uczyłem się u Bruce'a Oldfielda, a więc najlepszego krawiectwa. Pracowałem dla Isabell Kristensen, potem dla znanej francusko-włoskiej firmy, wreszcie rozpocząłem działalność na własny rachunek. Wszystko szło doskonale do pewnego dramatycznego poranka. W budynku tuż obok mojego butiku wybuchł gaz. Po remoncie okazało się, że w „mojej” kamienicy teraz będzie restauracja. Powrót do własnej działalności był niemożliwy.

Wyjechałem do Ameryki, a po powrocie nie chciałem już wracać do Knightsbridge. Co nie znaczy, że zapomniałem o tym czasie. W Knightsbridge liczył się smak, szyk i „glamour”. I taki teraz jest Jerzy Ilczyna. No, może z małym dodatkiem tego szalonego, zakochanego w Izie Trojanowskiej młodzieńca. To, co robiłem w Lublinie, było dla młodych ludzi. Teraz... inna kobieta mi się podoba. A właściwie podoba mi się wciąż ta sama kobieta, tylko ona dojrzała, jak ja. Nie jest już nastolatką; ma smak, styl, ceni sobie elegancję. Jest bardziej wyrafinowana.

 

 

I taka będzie kolekcja, którą pokaże Pan na East Fashion?

 

Hm, ile mogę zdradzić? Na pewno będzie inna, niż te, które pokażą pozostali projektanci. Jestem pewien, że żaden z nich nie ma takiego doświadczenia, jakie mam ja. W 1999 roku, kiedy po raz ostatni wystawiałem swoją kolekcję w Poznaniu, zawiozłem tam sukienkę, którą wyszywałem dwa miesiące. Byłem wtedy już po wszystkich szkołach, ale specjalnie wziąłem dodatkowe prywatne lekcje wyszywania cekinów u nauczycielki z jednego z najlepszych college’ów w Londynie. Sukienka wywołała wielkie poruszenie. Każdy cekin był przyszyty indywidualnie. Modelka... była niemal naga, za to miała na sobie najpiękniejszą sukienkę z całego pokazu.

Kolekcja, którą zaprezentuję na East Fashion, ma już tytuł. Nazywa się „Iluzja”. Ważny jest w niej krój – mógłbym go porównać do konstrukcji nowoczesnego budynku, przy budowie którego użyto najnowocześniejszych technologii. Iluzja będzie polegała na tym, że to, co Pani widzi... nie będzie tym, co Pani widzi. Wystarczy. Jeśli powiem wszystko – wszystko zostanie powiedziane.

 

 

Rozumiem. Dziękuję za rozmowę.

 

rozmawiała Joanna Gierak
zdjęcia otrzymaliśmy od Jerzego Ilczyny


Z Izabelą Trojanowską; zdjęcie prywatne

U Thierry Mugler – „Mugler Follies”; zdj. prywatne

Debiutująca Magdalena Mielcarz; fot.: Piotr Porebski

„Najlepszego krawiectwa uczyłem się u Bruce'a Oldfielda”; fot. Wojciech Glinka

„Pracowałem z najlepszymi modelami, m.in. Maciejem Myszkowskim” (na zdjęciu na pokazie w Poznaniu); fot.: archiwum

„Rysunku mody uczyłem się się u Patricka Irelanda”; rys.: Jerzy Ilczyna


Podziel się
Oceń

Komentarze
SORY 21.08.2016 18:27
jeszcze tyle klamstw w jednym artykule nie bylo ehhhh alter ego nieudacznika i w naszej prowincji i anglii slowa slowa slowa......przeciez tego czlowieka nikt nie zna w LONDYNIE LUDZIE ....POSZUKAJCIE........
Barbra 08.07.2016 18:28
Czekamy z niecierpliwością na kolekcję,to może być hit!