czwartek, 28 marca 2024 12:55
Reklama

Iwona Sawulska: jesteśmy częścią czegoś dobrego

Rozmowa z Iwoną Sawulską, dyrektor naczelną Teatru Muzycznego w Lublinie
Iwona Sawulska: jesteśmy częścią czegoś dobrego

Autor: Mieczysław Sachadyn

Zbliża się czerwiec, a więc zakończenie sezonu artystycznego w wielu lubelskich instytucjach kulturalnych. A był to bardzo udany sezon dla Teatru Muzycznego w Lublinie. O jego podsumowanie poprosiliśmy dyrektor teatru Iwonę Sawulską.

 

Kategoria „artyzmu” zdaje się wyjątkowo trudnym tematem, w kontekście adresowania jej do współczesnego widza.

Niekoniecznie. Na to trzeba mieć po prostu pomysł – i oczywiście środki. Przede wszystkim muszę powiedzieć, że nie lubię tego patetycznego nazewnictwa – zamiast przybliżać kulturę wysoką szerokiemu gronu odbiorców, zamyka ono krąg zainteresowanych do stosunkowo niewielkiej ich liczby. Szczęśliwie złożyło się tak, że w Teatrze Muzycznym, którym mam przyjemność kierować od niemal trzech lat, dysponuję zespołem ludzi umożliwiających mi czerpanie satysfakcji z podejmowanych działań. Są bardzo otwarci na propozycje – z jednej strony wystawienie opery nie stanowi dla nich żadnego problemu, z drugiej zaś zagrają i zaśpiewają polskie „hity” lat sześćdziesiątych. Dlatego też mogę z dumą powiedzieć, że wspólnym wysiłkiem udaje nam się trafiać do coraz szerszego grona odbiorców, a nawet wychowywać kolejne pokolenia melomanów i wielbicieli sztuki dramatyczno-muzycznej.

 

Profil Teatru Muzycznego daje Pani wyjątkowo szerokie pole do popisu w kwestii prezentowanego repertuaru.

Tak. I właśnie to jest najmocniejsza strona tej instytucji. Dzięki temu, że jesteśmy jedyną taką w regionie i jedną z niewielu w Polsce, możemy dokonywać w repertuarze różnych stylistycznych mariaży. Dzięki temu docieramy z naszą ofertą do bardzo zróżnicowanych odbiorców – ludziom podoba się, że w jednej instytucji mogą zobaczyć i usłyszeć muzykę rodem z amerykańskich musicali, cofnąć się w czasie i poczuć atmosferę Wiednia końca XIX wieku i jeszcze zobaczyć współczesną inscenizację absolutnie klasycznej opery. Mówiąc krótko: nie muszą daleko chodzić, by doświadczyć bardzo różnych od siebie sztuk. Można sądzić, że taki profil instytucji jest wizją niemal nie do osiągnięcia, jednak muszę powiedzieć, że z czasem sama przekonuję się o słuszności wyboru takiej drogi rozwoju Teatru Muzycznego.

 

Określenie „droga rozwoju” sugeruje, że to nie koniec pomysłów na rozbudowanie repertuaru Teatru Muzycznego.

Zdecydowanie nie. W planach na przyszłość mamy przede wszystkim zrealizowanie trzech założeń. Po pierwsze, chcemy zaprezentować Lublinowi realizację klasycznej operetki – niekoniecznie wiedeńskiej – jakiej to miasto jeszcze nie widziało. Dlatego zamierzam sięgnąć do francuskich korzeni tego gatunku, a więc po twórczość jednego z najbardziej komicznych kompozytorów – Jacquesa Offenbacha. Po drugie, bardzo zależy nam na tym, by zrealizować w Lublinie balet. Nie mam tu na myśli przedstawienia pierwszego z brzegu, a ukłon w stronę klasyki gatunku. Dysponując jedynym profesjonalnym zespołem baletowym, którego poziom stale rośnie, i to w zawrotnym tempie, nie wyobrażam sobie, by tego nie wykorzystać. Z kolei najbliższe plany wiążą się z produkcją dzieła dedykowanego obchodom 100-lecia niepodległości i jednocześnie Roku Moniuszkowskiego, jakim ogłoszono rok 2019. Będzie to premiera „Strasznego Dworu”, który z jednej strony jest dziełem poruszającym wyjątkowy aspekt edukacyjny, z drugiej stanowi klasykę polskiego dziedzictwa operowego, a z trzeciej jest komedią. Dzięki tej wszechstronności, jaką wykazał się Moniuszko, dostarczymy miastu interesujące widowisko, które na scenie Teatru Muzycznego w Lublinie zostanie zaprezentowane niedługo po wakacjach.

 

Czyli premiera „Czarodziejskiego fletu”, która odbyła się w tym sezonie, to nie jedyny „romans” z operą?

Trudno nazywać „Czarodziejski flet” romansem z operą. Zrealizowaliśmy premierę tego ponadczasowego dzieła w październiku, z okazji jubileuszu 70-lecia Teatru i od tamtej pory nie zeszła ona z afisza. Na stałe wzbogaciła repertuar i dzięki realizacji autorstwa Marii Sartovej z Paryża i Marcina Sompolińskiego cieszy się powodzeniem. Reżyserka przybliżyła klasycystyczny temat współczesnemu widzowi, a maestro Sompoliński zadbał o to, by warstwa muzyczna spełniała wszelkie kryteria, których oczekują nawet najbardziej wymagający melomani. W założeniach koncepcji Teatru Muzycznego nie jest ukierunkowywanie się na operę, ale dysponujemy zawodową orkiestrą symfoniczną i śpiewakami, którzy radzą sobie z operą równie doskonale, co z repertuarem operetkowym. Żal by było nie wykorzystać tego, by dostarczać publiczności możliwie jak najszerszej gamy doznań.

 

Sukcesów jednak było więcej...

Poza „Czarodziejskim fletem” udało nam się przeprowadzić prapremierę musicalu „Fidelitas – suita lubelska”, który powstał specjalnie z okazji 700-lecia miasta i był dedykowany jego obchodom. Poza tym, wśród nowych pozycji repertuarowych znalazło się widowisko muzyczne „WinyLOVE story”, scenariusz którego, na kanwie utworów śpiewanych ponad pięćdziesiąt lat temu m.in. przez Czerwone Gitary, Karin Stanek czy Bohdana Łazukę, opracowała Urszula Lewartowicz. Razem z Piotrem Mocholem, któremu powierzyliśmy choreograficzną część przedsięwzięcia, stworzyli komedię romantyczną będącą jednocześnie muzyczną podróżą w czasie.

 

Była też premiera o enigmatycznym tytule „Zarzuela Ole!”.

Udało nam się pozyskać do tego przedsięwzięcia artystów śpiewaków i dyrygenta z Hiszpanii – Jesusa Mariia Echeverrię, który jest na Półwyspie Iberyjskim prawdziwym autorytetem. Wszystko po to, by jako druga instytucja w kraju zaprezentować widzom sztukę rzadko uprawianą w naszych szerokościach geograficznych, czyli zarzuelę. To rodzaj operetki z Hiszpanii, odwołujący się do tradycji kulturowych tego narodu i stanowiący novum dla polskiej publiczności. Przy tej okazji nawiązaliśmy też współpracę z Piotrem Czubowiczem z Warszawy, który ułożył dla nas choreografię do kolejnych części tej antologii. Również ona była dla widzów novum, gdyż Czubowicz zadbał o to, by tradycyjne elementy hiszpańskie połączyć z tańcem współczesnym. Dzięki temu powstało przedsięwzięcie, z którego możemy czuć się dumni. Dobrą wiadomością dla widzów jest fakt, że „Zarzuela Ole!” wraca na scenę w czerwcu.

 

Myślę, że źródłem tej dumy jest również coraz szersze zainteresowanie ofertą repertuarową Teatru...

Zdecydowanie tak. Wraz z rozwojem działalności spotykamy się z coraz milszym jej odbiorem. Na nasze spektakle przybywa nie tylko tutejsza publiczność, ale i goście z Warszawy, Krakowa, Szczecina i innych miast w Polsce. Myślę, że to zasługa z jednej strony pomysłów realizatorów, z którymi współpracujemy, a z drugiej – zespołu. Nie da się ukryć, że nie tylko nasi soliści gościnnie występują w całym kraju, ale również nam udaje się współpracować ze śpiewakami koncertującymi na całym świecie i w najbardziej prestiżowych teatrach muzyczno-operowych w kraju.

 

Na koniec tej rozmowy pozostaje mi zadać jedno pytanie: czuje Pani, że stała się częścią czegoś dobrego?

Myślę, że współtworzenie tego, czym może obdarzać nas kultura, zawsze jest dobre. Nie chodzi tu nawet o własne ambicje zawodowe czy o sukces, ale zwyczajnie o potrzebę dbania o nasze wspólne dobro, jakim bez wątpienia jest kultura. Muzyka zaś zawsze zajmowała w niej szczególne miejsce. Niech dowodem na to będą słowa Stephena Kinga, zawarte w jego powieści „Bastion” – napisał on: „Muzyka ma w sobie magię, która koi dzikie bestie”. Dlatego nie tylko ja, ale wszyscy pracownicy Teatru Muzycznego mogą bez wątpienia czuć się dumni z tego, że uczestniczą w czymś, co znaczy dużo więcej niż produkcja kolejnych spektakli...

 

Dziękuję za rozmowę.

 

Karol Furtak
zdjęcia: Mieczysław Sachadyn


Premiera spektaklu „Zarzuela Ole!”

„Zarzuela Ole!”

„Czarodziejski flet” W. A. Mozarta

„WinyLOVE story”, czyli muzyczna podróż w czasie

„WinyLOVE story”

Iwona Sawulska; fot.: Mieczysław Sachadyn


Podziel się
Oceń

Komentarze