piątek, 29 marca 2024 11:54
Reklama

Eksplozja gospodarcza II Rzeczypospolitej

W 80. rocznicę budowy wielkiego dzieła dwudziestolecia międzywojennego, jakim był Centralny Okręg Przemysłowy, „Panorama” przypomina ten nadzwyczajny okres w rozwoju gospodarczym Lubelszczyzny. Artykułem Tatiany Aleksandrowicz rozpoczynamy cykl, w którym zbadamy, co dziś pozostało z tego dziedzictwa.
Eksplozja gospodarcza II Rzeczypospolitej

Autor: NAC

Kłamstwo historyczne ma długi żywot i powolne konanie. Odradzająca się w nowej Polsce Lubelszczyzna po 1918 roku była przeoraną przez wojnę gospodarczą pustynią. Zawsze traktowana jako Polska B bądź C, z dala od wielkich pieniędzy i wielkich inwestycji. I to stwierdzenie można uznać za prawdziwe tylko do narodzenia wielkiego narodowego projektu społeczno-gospodarczego zwanego COP. Moje pokolenie uczono, że czas pomiędzy 1918 rokiem a 1939 był w naszej narodowej historii jakąś trochę niewyraźną plamą. A przecież wystarczy wyjść z domu, żeby potknąć się o historię choćby z racji licznych ostatnio prowadzonych inwestycji w regionie – budowy dróg, centrów handlowych.

Nie potrafimy chyba w porę zadbać o uchwycenie śladów umykającej historii. Kiedy powstawały „Tarasy Zamkowe” u zbiegu alei Unii Lubelskiej i alei Tysiąclecia, środowiska pasjonatów historii i poszukiwaczy łakomie patrzyły na rozwój prac. Przecież u podnóża Lubelskiego Zamku, tam gdzie przebiegał oczywisty trakt komunikacyjny, tam gdzie historycznie mogły dziać się różne potyczki, napaści na kupców, a nawet zwykłe wypadki, bo teren w dole podmokły, sąsiadujący z odchodzącą od Bystrzycy Czechówką. Niejeden wóz wyładowany towarem bądź kosztownościami mógł na wieki osiąść w tym miejscu. Niestety podczas budowy żadne eksploracje do skutku nie doszły. Trochę inaczej miała się przebudowa Placu Litewskiego, ale o tym – mam nadzieję – wywiemy się w którymś z kolejnych wydań „Panoramy” od zaprzyjaźnionego archeologa, który do prac miał bezpośredni dostęp i liczę, że podzieli się wiedzą tak, jak miało to miejsce w przypadku podziemi hrubieszowskich.

 

Tymczasem spadła kolejna kartka mojego historycznego kalendarza, ale o tym za chwilę, choć to kolejna okrągła rocznica prawie zupełnie przemilczana.

 

Własnym sumptem od wielu lat dokumentuję i rejestruję jej pozostałości. Zdarzało się opisać to i owo w poprzednich artykułach poświęconych lotnictwu na Lubelszczyźnie. Ale przecież dziedzictwo dwudziestolecia między wojnami jest ogromne. Ogromne, ciągle nieznane i nadal zbyt mało wiemy, ilekroć patrzymy na jakiś zabytkowy budynek, stare maszyny lub ich części składowane w wielu stodołach, garażach czy rozpadających się halach. Od pewnego czasu kolekcjonerzy przywracają życie zabytkowym dziś maszynom i wtedy mówi się o nich, niestety zbyt krótko.

Przy moich sympatiach lotniczych, często zerkam w stronę hangarów na ul. Męczenników Majdanka przy skręcie we Wrońską pozostałe po Lubelskiej Wytwórni Samolotowej. Niedawno przeglądając literaturę lotniczą trafiłam na temat wyrzutników bombowych produkowanych w Lublinie przez wytwórnię inżyniera Władysława Świąteckiego. Jego postać jest zupełnie nieznana, choć w naszym mieście pracował od 1923 roku. Źródła przekierowują na ulicę Lubartowską – tam była może filia wytwórni Świąteckiego ale sama fabryka znajdowała się prawdopodobnie na ul. Garbarskiej (jadąc ulicą Kunickiego, przed wiaduktem kolejowym w prawo). Prawdopodobnie to tu mieściła się wytwórnia opatentowanych w wielu krajach wyrzutników, seryjnie od 1930 roku montowanych we włoskich samolotach Cant Z-506, produkowanych między innymi dla polskiej Marynarki Wojennej. Licencje kupowali Francuzi, Włosi, oferta skierowana była także dla nieocenionej polskiej konstrukcji – bombowca Łoś PZL – 37, i do Karasia PZL – 23. Niestety w tych ostatnich systemu wyrzutników nie zastosowano. Podobno przyczyną był konflikt na wysokim szczeblu między Dowództwem Lotnictwa a inż. Świąteckim, niemniej w „Łosiach” wykorzystano jego elektryczne automaty bombardierskie. Fakt, że wynalazek nie znalazł uznania w oczach władz wojskowych, nie przeszkodził w jego dalszej karierze międzynarodowej. Dzięki zainteresowaniu brytyjskiego Ministerstwa Produkcji Lotniczej patent Świąteckiego trafił do produkcji masowej. Wracam jednak do wspomnianej kartki z kalendarza.

Oto osiemdziesiąt lat temu, 5 lutego 1937 roku, w sejmie Rzeczypospolitej podczas prac komisji finansowej wicepremier ds. gospodarczych (tytułowany jako główny autor i wnioskodawca) wraz z ministrem spraw wojskowych Tadeuszem Kasprzyckim i ministrem rolnictwa Juliuszem Poniatowskim, przedstawili największą ideę cywilizacyjną Polski XX wieku.

 

Jej główny autor, a z pewnością współtwórca, Eugeniusz Kwiatkowski, mawiał: „Każdy posiew rozumu politycznego wydaje plony niezwykłe, każdy rozwój instytucji finansowych w Polsce (...) wydaje niezwykłe rezultaty”.

 

Koncepcję budowy Centralnego Okręgu Przemysłowego, choć właściwie plan utworzenia okręgu, był zwieńczeniem czynionych od kilkunastu lat starań Polski w zakresie przebudowy gospodarczej kraju. Bo po raz pierwszy koncepcję stworzenia okręgu przemysłowego w ramach tzw. trójkąta bezpieczeństwa w widłach rzek Wisły i Sanu wysunął już w 1921 r. minister spraw wojskowych Kazimierz Sosnkowski. Pomysł budowy trójkąta bezpieczeństwa odżył w 1928 r. Prezydent Mościcki podpisał wtedy rozporządzenie przewidujące ulgi podatkowe dla potencjalnych prywatnych inwestorów. Po kilkuletniej przerwie spowodowanej kryzysem gospodarczym w 1935 r. powstało Biuro Planowania Krajowego w Ministerstwie Skarbu, które opracowywało program uzdrowienia polskiej gospodarki w ramach polityki interwencjonizmu państwowego. Całkowity obszar COP-u wynosił 59 951 km kw., zatem zajmował 15,4 proc. ówczesnego terytorium Polski (obejmował części czterech województw: kieleckiego, lubelskiego, krakowskiego i lwowskiego). Według spisu ludności z 1931 r. na obszarze tym mieszkało około 6 milionów osób, 82 proc. stanowili mieszkańcy wsi żyjący głownie z drobnych gospodarstw rolnych. Umiejscowienie przemysłu w tym terenie mogło skutecznie rozładować bezrobocie i zniwelować koncentrację nędzy, uciszając niepokoje społeczne. Nie bez znaczenia była obecność surowców dla przemysłu metalowego i mineralnego, jakie posiadał region kielecki. Wołyń postrzegano jako bazę żywnościową COP-u. Nizina Sandomierska i Podkarpacie – bogate naturalnie w ropę naftową, gaz ziemny – miały stanowić bazę energetyczną dla przemysłu przetwórczego.

Współautorami koncepcji byli oczywiście nie tylko cywile, ale tez kręgi wojskowe. Marszałek Rydz-Śmigły zdawał sobie sprawę, w oparciu o dane wywiadu wojskowego, o rosnącej dysproporcji naszego potencjału obronnego w stosunku do Wehrmachtu czy sowieckiej Czerwonej Armii. Dlatego najpierw w kręgu Sztabu Generalnego MSW powstał sześcioletni plan rozbudowy polskich sił zbrojnych, z przede wszystkim naciskiem na rozwój przemysłu obronnego. W nadziei na zdobycie środków na realizację planu Rydz-Śmigły lobbował m.in. we Francji, w której we wrześniu 1936 roku uzyskał zapewnienie pożyczki obronnej ze strony francuskiego rządu (układ w Rambouillet) opiewającej na sumę 2,5 miliarda franków. Plan zakładał pięć trzyletnich etapów. Poza przesłanką strategiczną, jaką była niewątpliwie konieczność odsunięcia przemysłu obronnego maksymalnie od granicy zachodniej, pod uwagę wzięto także czynniki demograficzne, ekonomiczne i polityczne. W założeniach tych oczywiście pojawiła się Lubelszczyzna.

 

Istotne przy podejmowaniu decyzji o lokalizacji okręgu były kryteria surowcowe – na terytorium COP-u leżały m.in. złoża kamienia, rud żelaza, glin ceramicznych, piasków kwarcowych, wapieni, dolomitów i fosforytów. Ważne były także kryteria energetyczne (niewielka odległość od siłowni wodnych, złóż węgla brunatnego, ropy naftowej i gazu ziemnego).

 

Największymi inwestycjami COP-u były: budowa zapory i elektrowni wodnej w Rożnowie na Dunajcu, Huty Stalowa Wola, fabryk Polskich Zakładów Lotniczych (Wytwórni Płatowców w Mielcu i Wytwórni Silników w Rzeszowie), fabryki celulozy w Niedomicach, elektrowni i zbiornika w Czchowie; rozbudowa Zakładów Zbrojeniowych w Starachowicach i Państwowej Fabryki Broni w Radomiu.

W ramach inwestycji w COP-ie w latach 1937-39 powstały Zakłady Południowe w Stalowej Woli (obecnie Huta Stalowa Wola), Wytwórnia Silników Nr 2 w Rzeszowie, Fabryka Opon „Stomil” w Dębicy, fabryki broni w Sanoku i Starachowicach, wytwórnia amunicji w Kraśniku, Jawidzu pod Lubartowem, Nowej Dębie w Tarnobrzeskiem, Państwowe Zakłady Lotnicze w Mielcu. Rozpoczęto budowę elektrowni m.in. w Czorsztynie i w Porąbce na Sole, w Solinie, Myczkowcach i Łukawcu na Sanie.

Zakończono lub zapoczątkowano przed wybuchem wojny także Wytwórnię Obrabiarek w Rzeszowie, fabrykę amunicji w Skarżysku, Państwową Wytwórnię Prochu i Materiałów Kruszących w Pionkach, Zjednoczone Fabryki Maszyn, Kotłów i Wagonów w Sanoku, czy najbliższą mi Wytwórnię Samolotów w Lublinie.

Rozwój polskich inwestycji w ramach COP zahamował wybuch II wojny światowej. Niemcy zajęli COP i wykorzystali na potrzeby własnego przemysłu. W latach 1947-1949 – w ramach tzw. planu trzyletniego – część zakładów odbudowano bądź uruchomiono na nowo. W okresie PRL-u COP stał się ważnym komponentem gospodarki centralnie planowanej. Po przeobrażeniach wynikających z transformacji ustrojowej wiele z jego zakładów funkcjonuje do dziś. Sukces, jaki osiągnięto, to powód do dumy nie tylko dla twórców tej wielkiej koncepcji. Niech stanie się dziś dla kolejnych pokoleń inspiracją i dowodem na wielki potencjał – także Lubelszczyzny. Czego i dziś Polsce życzymy.

 

na zdjęciu głównym: wicepremier i minister skarbu II RP Eugeniusz Kwiatkowski w Mielcu


źródło: Wikipedia

Hangary po Lubelskiej Wytwórni Samolotowej; fot.: Teatr NN

Fabryka Maszyn Rolniczych Wolskiego; fot.: Teatr NN


Podziel się
Oceń

Komentarze
Grzegorz 27.11.2018 14:47
Komentarz zablokowany