czwartek, 28 marca 2024 17:11
Reklama

Gwiazdy EAST FASHION: Sylwia Wysocka

Tuż po wakacjach w Lublinie rozpocznie się Międzynarodowy Festiwal Mody EAST FASHION (8-10 września). Wydarzenie rozpocznie wielka gala inauguracyjna, podczas której w kreacjach znakomitych projektantów wystąpią gwiazdy znane z teatru oraz wielkiego i małego ekranu. Jedną z nich jest aktorka Sylwia Wysocka.
Gwiazdy EAST FASHION: Sylwia Wysocka

Autor: archiwum S. Wysockiej

Międzynarodowy Festiwal Mody EAST FASHION odbędzie się w Lublinie w dniach 8-10 września 2016 r. W programie główne miejsce zajmują pokazy projektantów i marek odzieżowych. Imprezie będą towarzyszyć także m.in. targi mody, konferencja dla przedstawicieli branży odzieżowej, wystawa kostiumu scenicznego w Teatrze Muzycznym oraz warsztaty rysunku żurnalowego. Większość wydarzeń będzie miała miejsce w Lubelskim Centrum Konferencyjnym.

 

Projektanci uczestniczący w gali inauguracyjnej zaprezentują swoje kreacje 8 września (czwartek) o godzinie 19 na wielkiej scenie Sali Operowej Centrum Spotkania Kultur. Będą wśród nich m.in.: Marzena Efir, Agnieszka Bonisławska, Aleksandra Zgubińska, Małgorzata Czernik, Agnieszka Tokarz-Iwanek. Jerzy Antkowiak, który w latach 70., 80. i 90. ubiegłego wieku kreował styl, łamiąc wszelkie stereotypy, pokaże swoją retrospektywną kolekcję.

 

W galowych pokazach obok modelek i modeli z agencji pojawią się gwiazdy znane z ekranów kin i telewizji. Jedną z nich jest Sylwia Wysocka.

 

Sylwia Wysocka zagrała w kilkudziesięciu filmach fabularnych, telewizyjnych, serialach i spektaklach. W swoim dorobku ma role w kultowych produkcjach („Rozmowach kontrolowanych”, „Gorzka miłość”, „Cyrk odjeżdża” i wiele innych) i serialach. Występowała w pierwszej polskiej telenoweli „W labiryncie”, a dzisiejszej szerokiej publiczności znana jest z serialu „Plebania”, gdzie grała bardzo lubianą przez widzów postać dr Barbary Wojciechowskiej oraz z „Klanu”, w którym do dzisiaj kreuje postać kardiologa Aliny Rogowskiej.

 

 

Kostiumy noszę na planie filmowym

 

 

Rozmowa z aktorką Sylwią Wysocką

 

 

Trochę spóźnione, ale serdeczne życzenia z okazji niedawnych urodzin chciałam złożyć i zapytać, czy taka data jest dla Pani okazją do refleksji?

 

Nie tylko urodziny, ale i imieniny miałam niedawno – jednak teraz nie są one dla mnie jakoś szczególnie istotne. W dzieciństwie owszem, były ważne. Dzięki Rodzicom w te dni czułam się wyjątkowo. Pamiętam jak lubiłam zanosić cukierki do szkoły i częstować klasę. Wspominam ten czas z sentymentem. Miałam też taki okres w życiu, gdy interesowałam się numerologią, czyli tym, co mówią liczby o moim losie i wtedy daty miały dla mnie znaczenie. Ale teraz... Tak naprawdę to nawet na Nowy Rok nie robię podsumowań, ani żadnych postanowień. Może dlatego, że dzisiaj żyje się od projektu do projektu. W moim wypadku tak rzeczywiście jest. Rytm wyznaczają kolejne przedsięwzięcia, role, a nie okolicznościowe daty.

 

 

W Internecie te wszystkie przedsięwzięcia i Pani dorobek aktorski jest tak długi, że trudno przewinąć do końca spis wszystkich filmów, w których można Panią oglądać. Występowała Pani też w warszawskich teatrach... Woli Pani kamerę, czy żywą publiczność?

 

W szkole teatralnej uczono mnie sztuki aktorskiej na potrzeby sceny, a nie filmu. Chciałam występować w teatrze, bardzo interesował mnie nurt alternatywny. Jeździłam na Międzynarodowe Spotkania Teatru Otwartego i warsztaty aktorskie do Wrocławia. Wprawdzie prowadzili je już następcy Grotowskiego, ale wciąż nawiązywali do jego metody pracy z aktorem i teatru eksperymentalnego. Właśnie w takich spektaklach marzyło mi się grać. Tymczasem los jest przekorny i do tej pory, w przeciwieństwie do filmu, w teatrze grałam głównie w repertuarze komediowym. Praca przed kamerą i występy przed żywą publicznością to zupełnie inne wyzwania i doznania. Właściwie równie mocno je lubię.

 

 

W filmie chyba więcej się pracuje nad rolą, można wszystko poprawić, zrobić duble?

 

Wręcz przeciwnie, w filmie nie ma tak jak w teatrze wielomiesięcznych prób, dojrzewania do roli wspólnie z partnerami. Tu trzeba być nieustannie w gotowości. Często długo czeka się na ujęcie, aż przychodzi czas, kiedy musisz dać z siebie wszystko – na ten moment, na tę chwilę. To niełatwe, ale i fascynujące.

 

Wcześniej w Polsce niestety taśma filmowa była najdroższa, a aktor najtańszy. Robiło się jeden lub dwa duble każdej sceny. Operator Janusz Kamiński, laureat dwóch Oskarów, świetnie to kiedyś posumował: „To tak, jakby powiedzieć pisarzowi, że ma napisać książkę i dać mu zaledwie 40 czystych arkuszy papieru”. Teraz technika się zmieniła i jest rzeczywiście tak, jak dawniej tylko w Hollywood bywało – można dopracować każde ujęcie, zrobić nawet kilkadziesiąt dubli jednej sceny. Problemem stało się z kolei ograniczenie czasowe. Niestety współcześnie ważna jest maksyma „czas to pieniądz”.

 

 

Plebania, Ojciec Mateusz, Popiełuszko... można pomyśleć, że scenografia kościelnej kruchty szczególnie Pani odpowiada?

 

Te tytuły to zbieg okoliczności. Nigdy w żadnym filmie nie grałam w habicie (choć chętnie „zmierzyłabym się” z taką postacią. Najczęściej obsadzana jestem w rolach współczesnych kobiet, takich jak lekarka, prawniczka, dyrektorka, bizneswoman itp. Pewnego rodzaju wyzwanie to role kostiumowe które uwielbiam, ale niestety są one rzadkością.

 

 

Niedawno pisano ze zdumieniem „aktorka Plebanii jak hipiska”. Jak lubi się pani ubierać? Lubi Pani wyróżniać się z ulicznego tłumu?

 

Kiedy mam dobry nastrój, lubię się bawić ubiorem, czasem pokusić o ekstrawagancję. Najchętniej jednak wtapiam się w tłum, żeby być zupełnie anonimowa. Kiedyś do Polski przyjechał Robert De Niro. Było to w okresie jego największej świetności i studenci reżyserii łódzkiej filmówki zrobili dokument z wybitnym aktorem hollywoodzkim. Spacerował po Nowym Świecie, przyglądał się ludziom, posiedział na przystanku – cichy, skromniutki, nie rzucający się w oczy. Oczywiście nikt go nie zauważył, nie rozpoznał. Ci, którzy permanentnie są fotografowani na ściankach, zabiegają wyglądem i zachowaniem o popularność, niekoniecznie są godnymi uwagi osobami.

 

Ja nie lubię bankietów i całego tego targowiska próżności. Na co dzień noszę się na sportowo: dżinsy, t-shirt, męska koszula, którą można się otulić, wygodne buty na płaskim obcasie. Nie wyobrażam sobie, jak kobiety mogą cały dzień chodzić na szpilkach. Oczywiście na planie filmowym lub w teatrze, gdy rola tego wymaga albo na sesji zdjęciowej i ja zakładam wysokie obcasy oraz każdy inny strój, adekwatny do postaci. Lubię eksperymenty, nie czuję skrępowania w żadnym kostiumie. Kiedyś koleżanki po fachu były bardzo zdziwione, że dałam się wyjątkowo „oszpecić” do roli. Jako aktorka mogę ubrać się we wszystko. Prywatnie jako kobieta – lubię styl prosty, sportowy. Nigdy nie spędzałam zbyt dużo czasu w sklepach na poszukiwaniu i kupowaniu ubrań. Wolę wydać pieniądze na nowy sprzęt sportowy np. narty czy deskę niż na ciuchy. Jedyna moja fanaberia to bielizna. „Inwestuję” w nią naprawdę sporo. Niektóre kolekcje są tak piękne, że aż „bolą oczy” i muszę je mieć.

 

 

Lubi Pani styl sportowy, czy uprawianie sportu?

 

Lubię sportowy styl życia. Mój tata zaszczepił we mnie zamiłowanie do aktywności fizycznej, a po mnie przejął je syn. Aktorstwo nie pozwoliło mi na uprawianie sportu systematycznie, ale próbowałam chyba większości dyscyplin. Teraz skupiam się już tylko na kilku i nie tak intensywnie jak dawniej. Trochę biegam, gimnastykuję się, jeżdżę na rowerze, pływam. Latem windsurfing, zimą narty. Uprawiałam jogę, ale ostatnio problemy z kręgosłupem nie pozwalają mi na wykonywanie wielu ćwiczeń. Oczywiście w niektórych „sportowych wyczynach” w ramach spaceru towarzyszy mi pies.

 

 

Pies jakiś rasowy?

 

Wielorasowy, żeby nie powiedzieć: kundel. Ma na imię Pucek. To już trzeci Pucek w moim życiu. W dzieciństwie czytałam książkę „Puc, bursztyn i goście” Jana Grabowskiego i wydawało mi się, że to najlepsze imię dla psa. I tak już zostało. Miałam też koty, z których jeden – Czarna Stopka – dożył 20 lat!

 

Ostatnio jednak można mnie było zobaczyć z baaardzo rasowym chihuahua podczas akcji charytatywnej na rzecz schroniska dla zwierząt Na Paluchu. Dziewczyna mojego syna Maja zostawiła mi go pod opieką, gdy wyjeżdżali za granicę. O! O modę i urodę to właśnie ją lepiej byłoby zapytać, ona zna się na ciuchach – jest stylistką.

 

 

To może w przyszłości. Na razie – bardzo dziękuję za rozmowę.

 

rozmawiała Ewa Dziadosz
zdjęcia z archiwum Sylwii Wysockiej

źródło: modaiuroda24.pl


Z kundelkiem Puckiem

Chopin. Pragnienie miłości - jako hrabina Maria d'Agoult

Napoleon - jako Teresa Cabarrus de Talien a

Plebania - jako dr Barbara Wojciechowska


Podziel się
Oceń

Komentarze